piątek, 30 lipca 2021

Gra #404: The Secret of Monkey Island: Special Edition (2009)

Grzywa i jego Guybrush. Źródło: MobyGame

Produkcja: LucasArts
Data premiery: Windows, Xbox 360: 15 lipca 2009 / iPhone: 23 lipca 2009 / Macintosh: 19 kwietnia 2010 / Playstation 3: 22 kwietnia 2010 / iPad: 17 września 2010
Grałem (platforma, wersja, emulator): Windows
Licencja: Komercyjna. Do kupienia GOG.comSteam
Poziom trudności: Dość wymagająca
Czas gry: ~ 13 godz. 06 min.

Kocham motyw przewodni, który towarzyszy temu widokowi miłością bezgraniczną
The Secret of Monkey Island, legendarna przygodówka z 1990 autorstwa Rona Gilberta. Wydana na wszystkie liczące się platformy i mająca kilka edycji i upgradów, niestety nawet w swoich wersjach CD (DOS i SEGA CD) nie doczekała się tego najważniejszego elementu. Pięknie wyrenderowanej, kozacko zaprojektowanej grzywki głównego bohatera! Głosy postaci, oczywiście chodzi mi o głosy postaci. Przemawiał do nas Indiana Jones, Sam wraz z Maxem a nawet Bobbin z LOOMa, tylko Guybrush pozostawał niemy. Aż do 1997 roku i premiery trzeciej części The Curse of Monkey Island. Dla mnie trójka była pierwszą częścią, w którą grałem i te głosy stały się TYMI jedynymi, idealnymi. Dominic Armato to zwyczajnie JEST Guybrush, tak samo jak Earl Boen to LeChuck, a Leilani Jones Wilmore to Voodoo Lady. Nie mam więc najmniejszych zastrzeżeń co do doboru samych głosów w Special Edition ani ich jakości. Z obsady trójki powraca również Alexandra Boyd jako Elaine. Patric Pinney jako Stan a nawet usłyszymy naszego ulubieńca Murray'a, w tej roli Denny Delk, w kilku mniejszych rolach. Może kilka dialogów brzmiało mi w głowie przez te lata inaczej, ale ogólna interpretacja nie budzi zastrzeżeń. Podoba mnie się również drobny szczegół: przy słynnych pojedynkach na obelgi słowne, w zależności od tego czy trafiliśmy z ripostą czy nie, Guybrush inaczej wypowie daną linijkę. Jeśli już miałbym się do czegoś przyczepić to Stan brzmi jakoś tak... mniej irytująco i przekonująco niż w CoMI.Tak samo złego słowa nie mogę powiedzieć o zremasterowanej ścieżce dźwiękowej. No ale jak genialne utwory zyskują wreszcie brzmienie prawdziwych instrumentów to czego tu się czepiać? To nadal brzmi świetnie i można tylko narzekać, że muzyki jest dość mało. Ale to już nie wina remastera, tylko oryginału. Choć jeśli dobrze zrozumiałem w grze usłyszymy więcej efektów środowiskowych na ekranach na których ich nie było.

Właśnie. The Secret of Monkey Island: Special Edition nazwałbył remasterem totalnym, podmianą asetów, hołdem 1 do 1. To nowa farba na starych ścianach. Tu w zasadzanie nie ma ani grama zmian, tytuł nawet nie ociera się o remake. Zapomnijcie o "wodotryskach" typu zgodność ruchów ust z wypowiadanymi słowami, płynnymi animacjami poruszania. Jeżeli w oryginale postać miała dwie klatki animacji to możecie być pewni, że i tu będzie miała tyle samo. Rozumiem techniczny punkt widzenia. Wszak najgenialniejszą rzeczą w tej edycji jest fakt, że po wciśnięciu klawisza F10 gra płynnie przełącza się w oryginalną wersję (a przynajmniej ulepszoną edycję CD z roku 1993) i pewnie fakt zgodności obu był wymogiem, aby to tak działało. Ale czy jest to sposób na przekonanie do gry nowego pokolenia? Tu mam wątpliwości. I raczej kolejny element nowej edycji też tego nie zrobi.
Wezwijcie Linka! Księżyc atakuje!!!!

Trochę się tu rozbudowało
Przejdźmy teraz do tej bardziej kontrowersyjnej połowy remastera. Do grafiki. Same tła nie są jeszcze jakieś problematyczne i to zwyczajnie kwestia gustu. Jak dla mnie są w porządku, ale trochę za bardzo, jak to wyrazić, uproszczone i rozmazane? Wolałbym klasyczny kreskówkowy styl znany z trzeciej części. I jak ze wszystkim tutaj również remasterowicze nie pokazali zbyt dużej wolności twórczej i praktycznie wszystkie ekrany są dość wiernymi odpowiednikami oryginałów. Jak tam były trzy drzewa na polanie to można mieć praktycznie pewność, że tak będzie i tutaj. Może oprócz księżyca - jego dodano chyba na każdą miejscówkę na Mêlée Island. W zasadzie jednymi miejscem gdzie czuć nutę szaleństwa to doki, które nabrały konkretnej skali. Nie przekonało mnie jednak przedstawienie dżungli na Monkey Island. Wygląda jakoś tak mniej gęsto i złowróżbnie, nabrała takiej słodkiej bajkowości. Za to podziemia zyskały efekt ruchomego powietrza co daje jeszcze bardziej piekielny klimat.
To teraz postacie. I tu już nieco trudniej o pozytywne słowa, szczególnie jeśli chodzi o głównego bohatera. I już pal licho tą jego fryzurę (istnieje patch, który ją zmienia), mnie najbardziej przeszkadza wytrzeszcz jego oczu. Wygląda jak martwy, a wszyscy wiemy, że w przygodówkach LucasArts nie da się zginać! Przynajmniej każda część ma swój osobny styl i inaczej wyglądającego Guybrusha. Lepiej moim zdaniem prezentują się zbliżenia na twarze, które otrzymały dodatkowo nowe tła nie będące jednolitym kolorem. Prezentują również ten sam styl graficzny i nie jest tak jak w oryginale, gdzie starano się je utrzymać w realistycznym stylu, tak różnym od reszty gry. Tu jest wszystko spójne.
Czyżby główna inspiracja dla twórców remastera?
A teraz chwilę o zdecydowanie najsłabszym elemencie remastera czyli interfejsie. Tu akurat próbowano być jednocześnie nowoczesnym i (musiano?) tradycyjnym. Bo ogólnie znanego z oryginału ciągle widocznego w połowie ekranu interfejsu nie ma. Mamy tylko zmieniający się kursor. Tylko, że on wciąż obsługuje te dziewięć czynności. Już w starej edycji było tego za dużo i nie pokuszono się o jakiś bardziej adaptacyjny. Znów to pewnie wynika z faktu, że jest to tylko skorupa nałożona na oryginalny silnik. I do tego nie możemy w nowej wersji sterować wyłącznie myszką! Musimy używać klawiatury żeby otworzyć ekran ekwipunku. Czynności jeszcze zmienimy kółkiem myszy, ale jest to mało wygodne - tak przez ich ilość i też lepiej posługiwać się skrótami klawiszowymi. Możemy też grać padem (nawet w starą edycję!) i powiem szczerze, że mnie było tak wygodniej. Co prawda zmiana czynności wymagała otworzenia kolejnego okna, co w niektórych momentach wymagających szybkości było utrudnieniem, ale przynajmniej wszystko miałem w jednym miejscu. Tak samo myślę, że źle pomyślano umiejscowienie tekstów komend. Standardowa czynność znajduje się w lewym dolnym rogu, rekomendowana w prawym dolnym. Więc gdy szukamy jakiegoś interaktywnego elementu w świecie gry, ciągle musimy błądzić wzrokiem po rogach ekranu, by zobaczyć co można tam zrobić. Podejrzewam, że im większy monitor tym większy problem.
Uważam, że to najzabawniejsza zagadka w grze...

...która może skończyć się najgorszym koszmarem. W HD!
Otrzymaliśmy jeszcze system podpowiedzi. Są ich trzy poziomy. Po pierwszym wciśnięciu klawisza "H" pojawia się ogólna podpowiedź. Ze drugim razem bardziej szczegółowa. A po trzecim jesteśmy dokładnie informowani co zrobić - wraz ze strzałką pokazującą gdzie się udać. I spoko. Pierwsze MI jest grą, która może sprawiać problemy, nawet ludziom zaznajomionym z gatunkiem. A mnogość przedmiotów nie pomaga w rozwiązywaniu zagadek. I tu też mogę się do czegoś przyczepić: te podpowiedzi za szybko znikają i nie zawsze nadążałem z przeczytaniem! A do raz użytej nie można już wrócić, pojawia się następna.

Jak się zrobi screena to się nadąży z czytaniem
Ale największą wadą tej edycji jest to, że nie daje się w żaden sposób konfigurować. Albo gramy po nowemu albo po staremu. Nie ma tak, że pikselowa grafika z głosami i nową ścieżką dźwiękową. Szybko jednak znalazł się ktoś, kto postanowił to naprawić i wchodząc na tę stronę możemy "wyciągnąć" sobie oryginał do grania pod DOSBoxem lub ScummVM z ulepszeniami. Na fanów zawsze można liczyć. Aaaa no i sejwy! Dlaczego można zrobić ich tylko 10 i nie można nadać im nazwy? Fajnie, że pokazują datę i procent ukończenia gry, ale chciałbym sobie wpisać taki opis żebym od razu wiedział gdzie jestem. Nie wiem co to jest za moda i cofnięcie się w rozwoju - podejrzewam, że ma to związek z tym, że gra ukazała się też na konsolach i tak tam to wygląda.

The Secret of Monkey Island: Special Edition to pierwsza gra, którą opisuję na blogu i posiadam w fizycznej formie. To wydanie zbiorcze obu zremsterowanych części przygód Guybrusha. Oprócz gier zawiera również soundtrack oraz galerię grafik projektowych z obu tytułów, jak również niezrealizowanego nigdy filmu animowanego. Szczególnie ciekawe są te ostanie. Podoba mi się również okładka tego wydania stanowiąca swoisty mix najważniejszych elementów oryginalnych okładek (jak widać bez grzywki z jedynki).

Mój czas gry jest zupełnie nieadekwatny do czegokolwiek. Samą grę znam w zasadzie na pamięć, więc z samym przejściem gry nie miałem żadnych problemów. Ale grałem w taki sposób by usłyszeć jak najwięcej dialogów, więc na moje przejście składało się wiele powtórek, wczytywań i wysłuchiwania tych samych wypowiedzi. Drzewka dialogowe w grze prowadzą zawsze do jednego wyniku, ale ich rozwidlenia potrafią czasem odbić dość daleko. Jestem przekonany, że dzięki temu odkryłem kilka dialogów, które zobaczyłem po raz pierwszy. Było warto! Niestety gra nie oferuje pojedynczego pomijania dialogów, choć mamy opcję pomijania całych rozmów (aż do naszego kolejnego wyboru dialogu) jak i scenek przerywnikowych. No i musiałem kawałek się cofnąć, gdyż tytuł posiada dwie alternatywy zakończenia. Ale i tak jestem zaskoczony ilością poświęconego czasu. To kolejna rzecz świadcząca o klasie tytułu. To nie gra Sierry, którą można skończyć w półtorej godziny.

Prorocze słowa!

Zakończenie wraz z dwiema alternatywami. W HD!
Oceniam tu wyłącznie wersję specjalną i stąd jedynie Srebrna Elaine, gdyż uważam, że ten remaster jest zbyt zachowawczy i zmiany, które wprowadza nie są specjalnie pomocne dla nowych graczy.  Z drugiej strony jest to obecnie jedyny legalny sposób na zagranie w oryginał. A więc wciskamy F10, delektujemy uszy motywem przewodnim i lecimy odkryć Sekret Małpiej Wyspy! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz