Podziemne
Imperium Zork
Podróżnik stał przed
białym domkiem. Otaczał go las, cichy i spokojny. To tu prowadziły
wszystkie jego poszukiwania, choć samo miejsce wydawało się
niepozorne. Dom był stary, farba dawno wypłowiała, koloru można
się było tylko domyślać. Nie było jednak wątpliwości: był
kiedyś biały, to tak oczywiste jak błękit nieba. Niecodzienny
kolor jak na chatkę w lesie. Drzwi frontowe były zaryglowane,
wszystkie okna pozabijane deskami, ale nie stanowiło to problemu,
droga do środka na pewno się znajdzie. Podróżnik zbyt wiele
przeszedł, by powstrzymały go takie drobnostki.
O tym co znajduje się
pod domem opowiadano legendy. Trzeba być gotowym na każdą
ewentualność. Podróżnik miał ze sobą Elficki miecz, antyk,
który posiadał magiczne właściwości: gdy w pobliżu czaiło się
niebezpieczeństwo świecił na niebiesko. Zabrał również latarkę,
kanapki z dużą ilością czosnku (Podróżnik uwielbiał czosnek),
butelkę wody i oczywiście zwój liny, bo lina przydaje się w
prawie każdej przygodzie.
Obchodząc dom dokoła
Podróżnik zauważył, że deski w oknie od wschodniej strony są
mocno spróchniałe i puściły po kilko mocniejszych szarpnięciach.
Droga do Imperium była otwarta. Wewnątrz domu panował półmrok,
ale nie warto było jeszcze zapalać latarki, baterie należy
oszczędzać. Pomieszczenie w jakim znajdował się Podróżnik
wyglądało na kuchnię, o dziwo nie było tu brudno ani zakurzono.
Co więcej stół, który znajdował się pośrodku wyglądał tak
jak gdyby ktoś niedawno z niego korzystał. Podróżnik wzmożył
czujność. Ktoś, lub coś, zamieszkuje ten dom.
Podróżnik udał się
do sąsiedniego pokoju. Był to salon. Niespecjalnie urządzony. Przy
ścianie stała witryna („Będzie idealna na skarby” – pomyślał
Podróżnik), a na podłodze podejrzanie wyglądający orientalny
dywan.
- Aha! - rzekł
Podróżnik i odsłonił klapę znajdującą się pod dywanem. Nie
była zamknięta.
Podróżnik zajrzał w
głąb. Strome drewniane schody prowadziły do ciemnej piwnicy.
Podróżnik zapalił latarkę i zszedł w ciemność.
- Zaczynamy - rzekł do
siebie.
Gdy szedł do piwnicy
ktoś (lub coś) zatrzasnęło klapę. Podróżnik napierał na nią
z całej siły, ale ani drgnęła. „Tędy już nie wrócę” -
pomyślał z goryczą.
Piwnica była pusta i
cuchnęła wilgocią, znajdowała się w niej poskręcana rampa
wiodąca gdzieś w górę, jednak zbyt śliska by się po niej
wspinać. Z piwnicy prowadziły dwie drogi, na północ i południe.
Podróżnik wybrał to drugie. Najpierw przeszedł nad głęboką
przepaścią by po chwili znaleźć się w pomieszczeniu, które
wyglądało na... galerię sztuki! Na ścianach znajdowały się już
tylko haczyki po obrazach, widocznie ktoś ją wcześniej splądrował.
Na końcu ściany znajdował się jednak jeden, jedyny ocalały
obraz, nieprzeciętnej urody, który to Podróżnik od razu schował
do plecaka.
- Mój pierwszy skarb -
rzekł do siebie z dumą.
Nieopodal znajdowały
się drzwi, całe upaćkane farbą, za nimi znajdował się pokój,
który wyglądał na pracownie malarza, pewnie tego samego, który
urządził sobie galerię. Oprócz plam farby na wszelkich możliwych
ścianach, podłodze i suficie, znajdował się tu jeszcze kominek.
Podróżnik z ciekawością zajrzał w głąb, przypomniał sobie, że
widział drugi w kuchni domu. Przejście było wąskie, ale możliwe
do pokonania. Oto wyjście z Podziemi. Nie udał się jednak na górę
tylko wrócił do piwnicy, by zbadać północne przejście. Gdy się
do niego zbliżał miecz zaczął świecić lekkim niebieskim
blaskiem. Podróżnik przygotował się do walki. Okazało się, że
przejścia do reszty Podziemi broni ogromny, śliniący się troll.
Miał w ręku ogromny topór, a ściany wokół upstrzone były
plamami zeschłej krwi. Podróżnik wiedział, że nie ma czasu na
dyskusje, trzeba działać!
- Giń przebrzydły
potworze – krzyknął i rzucił się na trolla.
Miał już do czynienia
z trollami, znał ich sposób walki. Siekł zaciekle i celnie. Stwór
nie miał żadnych szans. Po krótkiej chwili padł martwy wydając z
siebie ostatnie tchnienie. Nagle jego ciało pokrył czarny dym i
truchło zniknęło!
- To za wszystkich
poszukiwaczy przygód, których zjadłeś! - rzekł dumnie Podróżnik.
Z komnaty trolla można
było pójść w dwie strony. Korytarz na zachód prowadził do
pokręconego labiryntu, gdzie wszystkie drogi wyglądało tak samo,
droga na wschód wydawałą się bardziej przystępna i właśnie tam
udał się Podróżnik.
Po niedługiej wędrówce
dotarł do ogromnego zbiornika wodnego, którego nie sposób było
przepłynąć, zresztą kto wie co mogło czaić się pod jego
powierzchnią. Wszyscy znają historię hobbitów, których niemal
pożarł jakiś mackowaty stwór mieszkający w stawie bardzo
przypominającym ten tutaj. Może znajdzie się inny sposób aby
pokonać tą mroczną toń?
W oddali majaczyła
jakaś konstrukcja, ale z tej odległości trudno było zorientować
się czym konkretnie była.
Podróżnik wspinał
się ścieżką, która prowadziła na szczyt ogromnej tamy, a
budynek, który widział z daleka okazał się być centrum kontroli
nad tamą. Centrum było bardzo nowoczesne i z tego co można było
wywnioskować tama była często odwiedzana przez turystów.
Świadczyły o tym choćby ulotki opisujące budowę i działanie
tamy, jak również paczki zapałek z logo tego miejsca. Zapałki
były zdatne do użytku i Podróżnik zabrał je ze sobą, bo kto wie
kiedy dodatkowe źródło światła może się przydać.
Najważniejsze jednak
było to, że znajdował się tu panel sterujący tamą. Można była
dzięki niemu ją uruchomić i być może dzięki temu uzyskać
przejście przez zbiornik. Niestety konsoleta była nieaktywna,
Podróżnik domyślił się, że brakuje zasilania.
W jednym z pomieszczeń
obsługi na ścianie znajdował się szereg kolorowych przycisków:
niebieski, żółty, brązowy, czerwony. Na podłodze leżały klucz
francuski i śrubokręt, które zniknęły w plecaku Podróżnika.
- Ufff, teraz ostrożnie
– powiedział do siebie Podróżnik. – Nie wiadomo co się może
stać przy naciśnięciu guzików. A w zasadzie to wszystko się może
stać!
Zaczął od czerwonego.
Wszystkie światłą w budynku zapaliły się. „To chyba dobrze”
- pomyślał, „Następny”. Po wciśnięciu niebieskiego usłyszał
szum wody w rurach, niestety jedna z nich była tak zardzewiała, że
pękła pod naporem cieczy i pokój zaczął szybko się zatapiać.
Nie było czasu do stracenia! Podróżnik wcisnął brązowy przycisk
i wszystkie lampy zgasły. Niedobrze. Znów czerwony i światło znów
się zapaliło. Wody było już po kolana. Został jeden przycisk. Po
naciśnięciu żółtego guzika, Podróżnik usłyszał
charakterystyczny szum prądu przepływającego przez generatory. „To
musi być to!” - pomyślał z nadzieją i jak najszybciej opuścił
pokój. Woda sięgała mu już po pierś. Z trudem zamknął drzwi i
miał nadzieje, że woda nie zaleje całego kompleksu.
Przyciski na konsolecie
świeciły jasno, nad jednym z nich widniał napis „Otwarcie śluz”.
Po jego wciśnięciu do uszu Podróżnika doszedł huk przelewającej
się przez tamę wody. Z daleka widział jak zbiornik, którego nie
mógł przekroczyć, z wolna się opróżniał. Podróżnik wrócił
nad jego brzeg. Przed nim rozpościerała się ubłocona równina, po
której spokojnie można było przejść. W trakcie wędrówki na
drugi brzeg, Podróżnik zobaczył, że coś zagrzebane było w
błocie. Okazało się, że to walizka pełna drogocennych kamieni!
Była zbyt ciężka żeby zabrać ją ze sobą, więc Podróżnik
postanowił ją tu zostawić, wątpił, że ktoś ją ukradnie, ale
na wszelki wypadek przykrył ją błotem.
Podążając wciąż na
północ Podróżnik dotarł do przedziwnej komaty, której stropy
podtrzymywały pięknie zdobione kolumny. Pośrodku stał pomnik
Posejdona, który w rękach trzymał kryształowy trójząb.
Podróżnik bez trudu wyciągną go z rąk obojętnego boga. Jak
dotąd wyprawa była bardzo udana.
Dalsza droga
prowadziła, przez pokój z dziwnym lustrem, do miejsca, które
wyglądało jak wejście do kopalni. Znajdowała się tutaj
platforma, którą zapewne zrzucano urobek.
Miecz ponownie zapłonął
na niebiesko, Podróżnik przygotował się do walki, jednak nigdzie
nie widać było przeciwnika. Niedaleko wejścia do kopalni
znajdowała się wysoka komnata, której szczyt niknął w
ciemnościach, zwisały tu stalaktyty. Najważniejsze jednak było
to, że na środku stałą piękna figurka zrobiona w całości z
jadeitu. Lekceważąc ostrzeżenia Podróżnik zbliżył się do
skarbu. „To jest prostsze niż myślałem” - pomyślał. W tym
momencie nastąpił atak. Z góry. Podróżnik został porwany przez
ogromnego nietoperza-wampira! Razem przelecieli szereg komnat i
korytarzy. Podróżnik próbował się uwolnić, ale na nic zdały
się jego wysiłki, do tego stracił zupełnie orientację. Wampir
puścił go w końcu u wejścia do kopalni. Nadal będąc w szoku
Podróżnik cofnął się kilka kroków próbując złapać
równowagę... i zjechał po pochyli wprost do piwnicy, w której
zaczął swą podróż.
- No przynajmniej wiem,
gdzie prowadzi ta rampa – rzekł do siebie otrzepując ubranie. Nie
ma czasu do stracenia, czas ruszyć w dalszą drogą i pokazać temu
wampirowi...
***
- Cześć
synku, co porabiasz? - Tata stał w drzwiach. Jak zwykle wyglądał
na zmęczonego.
- Gram
sobie na komputerze – odpowiedział Syn, ale w jego głosie słychać
było, niepewność? A nawet strach.
- To
dobrze, graj sobie dal...- Tata nie dokończył. Coś tu nie
pasowało. Na biurku chłopaka stało wyglądające znajomo beżowe
pudło, ze zdjętą boczną ścianką. Na monitorze zamiast kolorowej
grafiki, wybuchów i pistoletów widać było jedynie biały tekst na
czarnym tle. - Co to za gra?
- Zork.
- Zork? -
Tata zamyślił się na krótką chwilę. - Grałem w to. Z twoim
dziadkiem. Jeszcze chyba na Commodore 64.
- To
wersja pecetowa, ale były też inne – odpowiedział Syn.
- Gdzie
były? - W tym momencie Tata zauważył kolejną nową rzecz na
biurku syna: kartonowe pudełko z napisem „Zork I”. Wziął je do
ręki. - Skąd to masz? Wiesz, że nie możemy wydawać pieniędzy na
takie rzeczy...
- Nie
kupiłem jej – szybko wtrącił syn. - Tylko znalazłem na strychu,
w takiej wielkiej skrzyni. Było tam tego pełno.
Słowa
syna zdziwiły Tatę. Na strych wchodzono rzadko, stał się jedną
wielką rupieciarnią. Ale skrzynia? Nic takiego nie potrafił sobie
przypomnieć. Za to rozpoznał to beżowe pudło. To stary komputer,
który zostawił bo „kiedyś się może przydać”. Nie widział
do chyba już z 10 lat.
- Jak
widzę nie leżysz w łózku jak wychodzimy. - pogładził Syna po
głowie. - W sumie to ci się nie dziwię. Ale w twoim stanie nie
powinieneś się przemęczać, a przytarganie tego całego sprzętu
musiało być męczące.
- Nie aż
tak bardzo – odpowiedział Syn. - Byłem bardzo ostrożny. Tato...
- zrobił krótką pauzę. - Ciebie i mamy ciągle nie ma, wiem, że
robicie to dla mnie, ale ja ciągle żyję i nudzi mi się już to
siedzienie samemu w pokoju.
- Przecież
masz X-Boxa i nowy komputer, możesz grać w co tylko zechcesz, a
zabrałeś się za jakieś antyki.
- Bo te
nowe gry też mi się znudziły. Chciałem sprawdzić, czy dam radę
odpalić tą.
- Tak –
westchnął Tata. - Już nawet wiem po co ci ten rupieć. W nowych
kompach nie ma stacji dyskietek. Że też on jeszcze działa.
- Trochę
musiałem pokombinować, nie powiem. Ale przynajmniej miałem co
robić. A ta gra... całkiem niezła jest, tylko trudna.
Tata
przystawił sobie krzesło i spojrzał na monitor. Obrazy z
przeszłości zaczęły się wyłaniać. Siedzi ze swoim ojcem przed
telewizorem i próbują rozwiązać kolejną zagadkę. To dziwne co
potrafi przechować ludzka pamięć.
- Mogę? -
zapytał tata wskazując na klawiaturę?
- Jasne –
odrzekł Syn z uśmiechem.
- Opowiedz
mi gdzie doszedłeś.
- No więc
zabiłem trolla, uruchomiłem tamę i dotarłem do kopalni. Tylko
jakiś wampir nie pozwala mi wejść dalej. A i trafiłem na jakiś
labirynt, którego się chyba nie da przejść.
Na twarzy
Taty pojawił się chytry uśmieszek. Pamiętał dobrze ten labirynt.
- Teraz
staruszek pokaże ci kilka oldschoolowych sztuczek. Przygotuj kartkę
i długopis na rozpisanie mapy.
- Tato –
z uśmiechem odparł Syn. - Od tego mam tableta.
***
Podróżnik
stał przy wejściu do labiryntu. Zgromadził tu wszelkie przedmioty
jakie mógł znaleźć po drodze. Wśród nich zapałki, klucz
francuski, śrubokręt, nóż, ulotki. Były lepsze niż okruszki
chleba. Zostawiał znak w każdej nowej grocie. Przejścia wiły się
w wszystkich kierunkach, prowadziły w ślepe zaułki, przecinały
się w najróżniejszych miejscach; korytarze łączyły ze sobą
odległe komnaty. W pewnym momencie Podróżnik natrafił na szkielet
mniej szczęśliwego poszukiwacza przygód. Obok niego leżała stara
zardzewiała lampa, takoż zardzewiały sztylet oraz, co
najważniejsze, mieszek ze złotymi monetami. Podróżnik chciał
dotknąć szkieletu, ale uczucie grozy powstrzymało go od tego. Czas
ruszać dalej.
Po wielu
godzinach błądzenia i odkrywania wciąż nowych przejść wszedł
do ogromnej groty, w której znajdowały się zupełnie nowe schody
prowadzące do odległego pomieszczenia. Wyglądało to bardzo
zachęcająco i Podróżnik udał się w tamtą stronę. Nagle
kształt, który wyglądał jak pagórek poruszył się i przed
Podróżnikiem stanął ogromny cyklop. Dzierżył w rękach
pokaźnych rozmiarów maczugę.
- Obiad –
ryknął stwór.
-
Ostrzegam, że mogę okazać się bardzo niestrawny – odrzekł
Podróżnik z uśmiechem na ustach. Wyciągnął swój miecz, który
płonął niebieskim blaskiem i rzucił się na cyklopa.
Jakież
zdziwienie odmalowało się na twarzy Podróżnika, gdy miecz uderzył
w skórę stwora. Była twarda jak skała i miecz zwyczajnie się od
niej odbił, nie robiąc potworowi żadnej krzywdy. Cyklop zamachnął
się i nim Podróżnik zdołał zareagować otrzymał potężny cios
maczugą, który rzucił nim aż w przeciwległy kraniec groty.
Podróżnik nie mógł złapać oddechu ani się ruszyć. Widział
tylko jak cyklop bez pośpiechu się zbliża. Maczuga wzniosła się
wysoko i opadła z ogromną siłą.
***
ZGINAŁĘŚ
Taki oto
napis ujrzeli dwaj gracze, patrzący na ekran monitora.
- Tutaj
chyba nie wygramy używając siły – rzekł Tata.
- Chyba
masz rację – odparł Syn.
- Na dziś
już wystarczy – zauważył Tata spoglądając na zegarek. -
Naprawdę czuję się jakbym rzeczywiście przeszedł jakiś
labirynt, tyle czasu to zabrało.
- Dziwne
były kiedyś te gry, tato. I jeszcze tak nas zabić bez ostrzeżenia?
Jutro pogramy jeszcze trochę? - Zapytał z nadzieją.
- Jasne.
Obiecuję. Fajnie przypomnieć sobie dzieciństwo.
- A
powiesz mi co jeszcze spotkamy w podziemiach?
Tata
pamiętał, że czeka ich jeszcze wiele przygód. Odwiedzą
starożytną świątynię, Krainę Umarłych, rozprawią się ze
złodziejem, spłyną pontonem rwącą rzekę, a nawet znajdą skarb
na końcu tęczy.
- Nie będę
ci przecież spojlerował. Sam zobaczysz – wziął do ręki pudełko
z gry. - To mówisz, że tego jest tam więcej?
- Cała
masa!
Tata
zamyślił się.
- Dobranoc
– rzekł w końcu.
- Dobranoc
tato – odpowiedział Syn. To był dobry dzień. Nie pamiętał już
kiedy spędził tyle czasu z tatą.
***
Klapa
zaskrzypiała przeraźliwie. Na strychu było całkiem ciemno.
Mężczyzna zapalił latarkę. Sam poczuł się jak Podróżnik
zwiedzający Podziemnie Imperium. Coś się poruszyło na granicy
światła.
- Chyba
nie mamy tu szczurów? - zapytał sam siebie.
Odnalezienie
skrzyni zajęło mu trochę czasu. Uklęknął przed nią. Czuł
dziwne podniecenie. Takie, które czuł tylko jako dziecko, które
właśnie ma rozpakować prezent. Uchylił wieko skrzyni. Synek miał
rację, było ona po brzegi wypełniona pudełkami z gier. Wszystkie
poukładane równo, także każdy centymetr powierzchni skrzyni był
zagospodarowany. O wielu z tych grach słyszał, w niektóre grał w
młodości. Były tu wszystkie części „Zork” i to na różne
platformy. Rozpoznał gry z serii „Ultima”, części I-IV z
mapami i instrukcjami w idealnym stanie. Niektóre z pudełek były
otwarte i widać było ślady użytkowania gier, ale wiele z nich
wyglądało jak nowe. Tata zaczął przeglądać poszczególne
tytuły. Były tu gry nie tylko pecetowe, ale również wydania na
Amigę, Atari ST czy nawet kartridże z konsoli NES. Zmęczenie
zupełnie go opuściło, zastąpione uczuciem, którego już dawno
nie zaznał. A była to nadzieja.
***
Było już
nad ranem gdy wróciła Mama. Zdziwiła się zastając Męża przy
komputerze. Obok niego na łóżku walała się masa tekturowych
pudeł.
- Co ty
wyprawiasz? - zapytała. Była wykończona. Oboje pracowali na dwa
etaty, a i tak większość pieniędzy szła na Terapię. Zajrzała
Mężowi przez ramię. - eBay?
Maż
odwrócił głowę w jej stronę. Na twarzy miał szeroki uśmiech.
- Kochanie
– wstał i pocałował zaskoczoną małżonkę. - Jest szansa, że
już wkrótce uzbieramy pieniądze na Operację.
To mówiąc
wskazał leżące na łóżku pudełka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz