poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Podziemne Imperium Zork

Podziemne Imperium Zork

Podróżnik stał przed białym domkiem. Otaczał go las, cichy i spokojny. To tu prowadziły wszystkie jego poszukiwania, choć samo miejsce wydawało się niepozorne. Dom był stary, farba dawno wypłowiała, koloru można się było tylko domyślać. Nie było jednak wątpliwości: był kiedyś biały, to tak oczywiste jak błękit nieba. Niecodzienny kolor jak na chatkę w lesie. Drzwi frontowe były zaryglowane, wszystkie okna pozabijane deskami, ale nie stanowiło to problemu, droga do środka na pewno się znajdzie. Podróżnik zbyt wiele przeszedł, by powstrzymały go takie drobnostki.
O tym co znajduje się pod domem opowiadano legendy. Trzeba być gotowym na każdą ewentualność. Podróżnik miał ze sobą Elficki miecz, antyk, który posiadał magiczne właściwości: gdy w pobliżu czaiło się niebezpieczeństwo świecił na niebiesko. Zabrał również latarkę, kanapki z dużą ilością czosnku (Podróżnik uwielbiał czosnek), butelkę wody i oczywiście zwój liny, bo lina przydaje się w prawie każdej przygodzie.

Obchodząc dom dokoła Podróżnik zauważył, że deski w oknie od wschodniej strony są mocno spróchniałe i puściły po kilko mocniejszych szarpnięciach. Droga do Imperium była otwarta. Wewnątrz domu panował półmrok, ale nie warto było jeszcze zapalać latarki, baterie należy oszczędzać. Pomieszczenie w jakim znajdował się Podróżnik wyglądało na kuchnię, o dziwo nie było tu brudno ani zakurzono. Co więcej stół, który znajdował się pośrodku wyglądał tak jak gdyby ktoś niedawno z niego korzystał. Podróżnik wzmożył czujność. Ktoś, lub coś, zamieszkuje ten dom.

Podróżnik udał się do sąsiedniego pokoju. Był to salon. Niespecjalnie urządzony. Przy ścianie stała witryna („Będzie idealna na skarby” – pomyślał Podróżnik), a na podłodze podejrzanie wyglądający orientalny dywan.
- Aha! - rzekł Podróżnik i odsłonił klapę znajdującą się pod dywanem. Nie była zamknięta.
Podróżnik zajrzał w głąb. Strome drewniane schody prowadziły do ciemnej piwnicy. Podróżnik zapalił latarkę i zszedł w ciemność.
- Zaczynamy - rzekł do siebie.
Gdy szedł do piwnicy ktoś (lub coś) zatrzasnęło klapę. Podróżnik napierał na nią z całej siły, ale ani drgnęła. „Tędy już nie wrócę” - pomyślał z goryczą.
Piwnica była pusta i cuchnęła wilgocią, znajdowała się w niej poskręcana rampa wiodąca gdzieś w górę, jednak zbyt śliska by się po niej wspinać. Z piwnicy prowadziły dwie drogi, na północ i południe. Podróżnik wybrał to drugie. Najpierw przeszedł nad głęboką przepaścią by po chwili znaleźć się w pomieszczeniu, które wyglądało na... galerię sztuki! Na ścianach znajdowały się już tylko haczyki po obrazach, widocznie ktoś ją wcześniej splądrował. Na końcu ściany znajdował się jednak jeden, jedyny ocalały obraz, nieprzeciętnej urody, który to Podróżnik od razu schował do plecaka.
- Mój pierwszy skarb - rzekł do siebie z dumą.
Nieopodal znajdowały się drzwi, całe upaćkane farbą, za nimi znajdował się pokój, który wyglądał na pracownie malarza, pewnie tego samego, który urządził sobie galerię. Oprócz plam farby na wszelkich możliwych ścianach, podłodze i suficie, znajdował się tu jeszcze kominek. Podróżnik z ciekawością zajrzał w głąb, przypomniał sobie, że widział drugi w kuchni domu. Przejście było wąskie, ale możliwe do pokonania. Oto wyjście z Podziemi. Nie udał się jednak na górę tylko wrócił do piwnicy, by zbadać północne przejście. Gdy się do niego zbliżał miecz zaczął świecić lekkim niebieskim blaskiem. Podróżnik przygotował się do walki. Okazało się, że przejścia do reszty Podziemi broni ogromny, śliniący się troll. Miał w ręku ogromny topór, a ściany wokół upstrzone były plamami zeschłej krwi. Podróżnik wiedział, że nie ma czasu na dyskusje, trzeba działać!
- Giń przebrzydły potworze – krzyknął i rzucił się na trolla.
Miał już do czynienia z trollami, znał ich sposób walki. Siekł zaciekle i celnie. Stwór nie miał żadnych szans. Po krótkiej chwili padł martwy wydając z siebie ostatnie tchnienie. Nagle jego ciało pokrył czarny dym i truchło zniknęło!
- To za wszystkich poszukiwaczy przygód, których zjadłeś! - rzekł dumnie Podróżnik.
Z komnaty trolla można było pójść w dwie strony. Korytarz na zachód prowadził do pokręconego labiryntu, gdzie wszystkie drogi wyglądało tak samo, droga na wschód wydawałą się bardziej przystępna i właśnie tam udał się Podróżnik.
Po niedługiej wędrówce dotarł do ogromnego zbiornika wodnego, którego nie sposób było przepłynąć, zresztą kto wie co mogło czaić się pod jego powierzchnią. Wszyscy znają historię hobbitów, których niemal pożarł jakiś mackowaty stwór mieszkający w stawie bardzo przypominającym ten tutaj. Może znajdzie się inny sposób aby pokonać tą mroczną toń?
W oddali majaczyła jakaś konstrukcja, ale z tej odległości trudno było zorientować się czym konkretnie była.

Podróżnik wspinał się ścieżką, która prowadziła na szczyt ogromnej tamy, a budynek, który widział z daleka okazał się być centrum kontroli nad tamą. Centrum było bardzo nowoczesne i z tego co można było wywnioskować tama była często odwiedzana przez turystów. Świadczyły o tym choćby ulotki opisujące budowę i działanie tamy, jak również paczki zapałek z logo tego miejsca. Zapałki były zdatne do użytku i Podróżnik zabrał je ze sobą, bo kto wie kiedy dodatkowe źródło światła może się przydać.
Najważniejsze jednak było to, że znajdował się tu panel sterujący tamą. Można była dzięki niemu ją uruchomić i być może dzięki temu uzyskać przejście przez zbiornik. Niestety konsoleta była nieaktywna, Podróżnik domyślił się, że brakuje zasilania.
W jednym z pomieszczeń obsługi na ścianie znajdował się szereg kolorowych przycisków: niebieski, żółty, brązowy, czerwony. Na podłodze leżały klucz francuski i śrubokręt, które zniknęły w plecaku Podróżnika.
- Ufff, teraz ostrożnie – powiedział do siebie Podróżnik. – Nie wiadomo co się może stać przy naciśnięciu guzików. A w zasadzie to wszystko się może stać!

Zaczął od czerwonego. Wszystkie światłą w budynku zapaliły się. „To chyba dobrze” - pomyślał, „Następny”. Po wciśnięciu niebieskiego usłyszał szum wody w rurach, niestety jedna z nich była tak zardzewiała, że pękła pod naporem cieczy i pokój zaczął szybko się zatapiać. Nie było czasu do stracenia! Podróżnik wcisnął brązowy przycisk i wszystkie lampy zgasły. Niedobrze. Znów czerwony i światło znów się zapaliło. Wody było już po kolana. Został jeden przycisk. Po naciśnięciu żółtego guzika, Podróżnik usłyszał charakterystyczny szum prądu przepływającego przez generatory. „To musi być to!” - pomyślał z nadzieją i jak najszybciej opuścił pokój. Woda sięgała mu już po pierś. Z trudem zamknął drzwi i miał nadzieje, że woda nie zaleje całego kompleksu.
Przyciski na konsolecie świeciły jasno, nad jednym z nich widniał napis „Otwarcie śluz”. Po jego wciśnięciu do uszu Podróżnika doszedł huk przelewającej się przez tamę wody. Z daleka widział jak zbiornik, którego nie mógł przekroczyć, z wolna się opróżniał. Podróżnik wrócił nad jego brzeg. Przed nim rozpościerała się ubłocona równina, po której spokojnie można było przejść. W trakcie wędrówki na drugi brzeg, Podróżnik zobaczył, że coś zagrzebane było w błocie. Okazało się, że to walizka pełna drogocennych kamieni! Była zbyt ciężka żeby zabrać ją ze sobą, więc Podróżnik postanowił ją tu zostawić, wątpił, że ktoś ją ukradnie, ale na wszelki wypadek przykrył ją błotem.
Podążając wciąż na północ Podróżnik dotarł do przedziwnej komaty, której stropy podtrzymywały pięknie zdobione kolumny. Pośrodku stał pomnik Posejdona, który w rękach trzymał kryształowy trójząb. Podróżnik bez trudu wyciągną go z rąk obojętnego boga. Jak dotąd wyprawa była bardzo udana.
Dalsza droga prowadziła, przez pokój z dziwnym lustrem, do miejsca, które wyglądało jak wejście do kopalni. Znajdowała się tutaj platforma, którą zapewne zrzucano urobek.
Miecz ponownie zapłonął na niebiesko, Podróżnik przygotował się do walki, jednak nigdzie nie widać było przeciwnika. Niedaleko wejścia do kopalni znajdowała się wysoka komnata, której szczyt niknął w ciemnościach, zwisały tu stalaktyty. Najważniejsze jednak było to, że na środku stałą piękna figurka zrobiona w całości z jadeitu. Lekceważąc ostrzeżenia Podróżnik zbliżył się do skarbu. „To jest prostsze niż myślałem” - pomyślał. W tym momencie nastąpił atak. Z góry. Podróżnik został porwany przez ogromnego nietoperza-wampira! Razem przelecieli szereg komnat i korytarzy. Podróżnik próbował się uwolnić, ale na nic zdały się jego wysiłki, do tego stracił zupełnie orientację. Wampir puścił go w końcu u wejścia do kopalni. Nadal będąc w szoku Podróżnik cofnął się kilka kroków próbując złapać równowagę... i zjechał po pochyli wprost do piwnicy, w której zaczął swą podróż.
- No przynajmniej wiem, gdzie prowadzi ta rampa – rzekł do siebie otrzepując ubranie. Nie ma czasu do stracenia, czas ruszyć w dalszą drogą i pokazać temu wampirowi...

***

- Cześć synku, co porabiasz? - Tata stał w drzwiach. Jak zwykle wyglądał na zmęczonego.
- Gram sobie na komputerze – odpowiedział Syn, ale w jego głosie słychać było, niepewność? A nawet strach.
- To dobrze, graj sobie dal...- Tata nie dokończył. Coś tu nie pasowało. Na biurku chłopaka stało wyglądające znajomo beżowe pudło, ze zdjętą boczną ścianką. Na monitorze zamiast kolorowej grafiki, wybuchów i pistoletów widać było jedynie biały tekst na czarnym tle. - Co to za gra?
- Zork.
- Zork? - Tata zamyślił się na krótką chwilę. - Grałem w to. Z twoim dziadkiem. Jeszcze chyba na Commodore 64.
- To wersja pecetowa, ale były też inne – odpowiedział Syn.
- Gdzie były? - W tym momencie Tata zauważył kolejną nową rzecz na biurku syna: kartonowe pudełko z napisem „Zork I”. Wziął je do ręki. - Skąd to masz? Wiesz, że nie możemy wydawać pieniędzy na takie rzeczy...
- Nie kupiłem jej – szybko wtrącił syn. - Tylko znalazłem na strychu, w takiej wielkiej skrzyni. Było tam tego pełno.
Słowa syna zdziwiły Tatę. Na strych wchodzono rzadko, stał się jedną wielką rupieciarnią. Ale skrzynia? Nic takiego nie potrafił sobie przypomnieć. Za to rozpoznał to beżowe pudło. To stary komputer, który zostawił bo „kiedyś się może przydać”. Nie widział do chyba już z 10 lat.
- Jak widzę nie leżysz w łózku jak wychodzimy. - pogładził Syna po głowie. - W sumie to ci się nie dziwię. Ale w twoim stanie nie powinieneś się przemęczać, a przytarganie tego całego sprzętu musiało być męczące.
- Nie aż tak bardzo – odpowiedział Syn. - Byłem bardzo ostrożny. Tato... - zrobił krótką pauzę. - Ciebie i mamy ciągle nie ma, wiem, że robicie to dla mnie, ale ja ciągle żyję i nudzi mi się już to siedzienie samemu w pokoju.
- Przecież masz X-Boxa i nowy komputer, możesz grać w co tylko zechcesz, a zabrałeś się za jakieś antyki.
- Bo te nowe gry też mi się znudziły. Chciałem sprawdzić, czy dam radę odpalić tą.
- Tak – westchnął Tata. - Już nawet wiem po co ci ten rupieć. W nowych kompach nie ma stacji dyskietek. Że też on jeszcze działa.
- Trochę musiałem pokombinować, nie powiem. Ale przynajmniej miałem co robić. A ta gra... całkiem niezła jest, tylko trudna.
Tata przystawił sobie krzesło i spojrzał na monitor. Obrazy z przeszłości zaczęły się wyłaniać. Siedzi ze swoim ojcem przed telewizorem i próbują rozwiązać kolejną zagadkę. To dziwne co potrafi przechować ludzka pamięć.
- Mogę? - zapytał tata wskazując na klawiaturę?
- Jasne – odrzekł Syn z uśmiechem.
- Opowiedz mi gdzie doszedłeś.
- No więc zabiłem trolla, uruchomiłem tamę i dotarłem do kopalni. Tylko jakiś wampir nie pozwala mi wejść dalej. A i trafiłem na jakiś labirynt, którego się chyba nie da przejść.
Na twarzy Taty pojawił się chytry uśmieszek. Pamiętał dobrze ten labirynt.
- Teraz staruszek pokaże ci kilka oldschoolowych sztuczek. Przygotuj kartkę i długopis na rozpisanie mapy.
- Tato – z uśmiechem odparł Syn. - Od tego mam tableta.

***

Podróżnik stał przy wejściu do labiryntu. Zgromadził tu wszelkie przedmioty jakie mógł znaleźć po drodze. Wśród nich zapałki, klucz francuski, śrubokręt, nóż, ulotki. Były lepsze niż okruszki chleba. Zostawiał znak w każdej nowej grocie. Przejścia wiły się w wszystkich kierunkach, prowadziły w ślepe zaułki, przecinały się w najróżniejszych miejscach; korytarze łączyły ze sobą odległe komnaty. W pewnym momencie Podróżnik natrafił na szkielet mniej szczęśliwego poszukiwacza przygód. Obok niego leżała stara zardzewiała lampa, takoż zardzewiały sztylet oraz, co najważniejsze, mieszek ze złotymi monetami. Podróżnik chciał dotknąć szkieletu, ale uczucie grozy powstrzymało go od tego. Czas ruszać dalej.
Po wielu godzinach błądzenia i odkrywania wciąż nowych przejść wszedł do ogromnej groty, w której znajdowały się zupełnie nowe schody prowadzące do odległego pomieszczenia. Wyglądało to bardzo zachęcająco i Podróżnik udał się w tamtą stronę. Nagle kształt, który wyglądał jak pagórek poruszył się i przed Podróżnikiem stanął ogromny cyklop. Dzierżył w rękach pokaźnych rozmiarów maczugę.
- Obiad – ryknął stwór.
- Ostrzegam, że mogę okazać się bardzo niestrawny – odrzekł Podróżnik z uśmiechem na ustach. Wyciągnął swój miecz, który płonął niebieskim blaskiem i rzucił się na cyklopa.
Jakież zdziwienie odmalowało się na twarzy Podróżnika, gdy miecz uderzył w skórę stwora. Była twarda jak skała i miecz zwyczajnie się od niej odbił, nie robiąc potworowi żadnej krzywdy. Cyklop zamachnął się i nim Podróżnik zdołał zareagować otrzymał potężny cios maczugą, który rzucił nim aż w przeciwległy kraniec groty. Podróżnik nie mógł złapać oddechu ani się ruszyć. Widział tylko jak cyklop bez pośpiechu się zbliża. Maczuga wzniosła się wysoko i opadła z ogromną siłą.

***

ZGINAŁĘŚ

Taki oto napis ujrzeli dwaj gracze, patrzący na ekran monitora.
- Tutaj chyba nie wygramy używając siły – rzekł Tata.
- Chyba masz rację – odparł Syn.
- Na dziś już wystarczy – zauważył Tata spoglądając na zegarek. - Naprawdę czuję się jakbym rzeczywiście przeszedł jakiś labirynt, tyle czasu to zabrało.
- Dziwne były kiedyś te gry, tato. I jeszcze tak nas zabić bez ostrzeżenia? Jutro pogramy jeszcze trochę? - Zapytał z nadzieją.
- Jasne. Obiecuję. Fajnie przypomnieć sobie dzieciństwo.
- A powiesz mi co jeszcze spotkamy w podziemiach?
Tata pamiętał, że czeka ich jeszcze wiele przygód. Odwiedzą starożytną świątynię, Krainę Umarłych, rozprawią się ze złodziejem, spłyną pontonem rwącą rzekę, a nawet znajdą skarb na końcu tęczy.
- Nie będę ci przecież spojlerował. Sam zobaczysz – wziął do ręki pudełko z gry. - To mówisz, że tego jest tam więcej?
- Cała masa!
Tata zamyślił się.
- Dobranoc – rzekł w końcu.
- Dobranoc tato – odpowiedział Syn. To był dobry dzień. Nie pamiętał już kiedy spędził tyle czasu z tatą.

***

Klapa zaskrzypiała przeraźliwie. Na strychu było całkiem ciemno. Mężczyzna zapalił latarkę. Sam poczuł się jak Podróżnik zwiedzający Podziemnie Imperium. Coś się poruszyło na granicy światła.
- Chyba nie mamy tu szczurów? - zapytał sam siebie.
Odnalezienie skrzyni zajęło mu trochę czasu. Uklęknął przed nią. Czuł dziwne podniecenie. Takie, które czuł tylko jako dziecko, które właśnie ma rozpakować prezent. Uchylił wieko skrzyni. Synek miał rację, było ona po brzegi wypełniona pudełkami z gier. Wszystkie poukładane równo, także każdy centymetr powierzchni skrzyni był zagospodarowany. O wielu z tych grach słyszał, w niektóre grał w młodości. Były tu wszystkie części „Zork” i to na różne platformy. Rozpoznał gry z serii „Ultima”, części I-IV z mapami i instrukcjami w idealnym stanie. Niektóre z pudełek były otwarte i widać było ślady użytkowania gier, ale wiele z nich wyglądało jak nowe. Tata zaczął przeglądać poszczególne tytuły. Były tu gry nie tylko pecetowe, ale również wydania na Amigę, Atari ST czy nawet kartridże z konsoli NES. Zmęczenie zupełnie go opuściło, zastąpione uczuciem, którego już dawno nie zaznał. A była to nadzieja.

***

Było już nad ranem gdy wróciła Mama. Zdziwiła się zastając Męża przy komputerze. Obok niego na łóżku walała się masa tekturowych pudeł.
- Co ty wyprawiasz? - zapytała. Była wykończona. Oboje pracowali na dwa etaty, a i tak większość pieniędzy szła na Terapię. Zajrzała Mężowi przez ramię. - eBay?
Maż odwrócił głowę w jej stronę. Na twarzy miał szeroki uśmiech.
- Kochanie – wstał i pocałował zaskoczoną małżonkę. - Jest szansa, że już wkrótce uzbieramy pieniądze na Operację.
To mówiąc wskazał leżące na łóżku pudełka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz